Od trzech lat mam takie postanowienie: przynajmniej raz w roku ruszyć zwłoki i pojechać w Polskę, poznać na żywo znajomych fejsbukowych; podobnych nerdów, grających w Bolta.
W tym roku po raz pierwszy skierowałem się na południe, do Niepołomic na imprezę: Pola Chwały. Z grupy organizatorów znałem poniekąd (bo to takie fejsbukowe znajomości) Shermana i Andruta. Jakież było moje miłe zdziwienie gdy zostałem bardzo ciepło powitany i przyjęty na samym wejściu.
Z towarzystwa krakowskiego osobiście poznałem wcześniej Pietię, autora dekoracji z kilku kluczowych stołów na małopolskiej imprezie. I tu się chwilę zatrzymam, bo stoły z Niepołomic to najpiękniejsze lokacje jakie kiedykolwiek widziałem i na których kiedykolwiek z grałem w Bolta. Projektowane, drukowane i malowane przez Pietię tereny miejskie tworzyły spójny wspaniały klimat: części mieszkalnej i części industrialnej. Na stołach wiejskich uwagę przyciągały: wiatrak i cerkiew przygotowane przez towarzystwo z Agtomu.
Operacja Feniks (czyli impreza boltowa w ramach Pól Chwały) odbywała się w klimatycznych podziemiach zamku w Niepołomicach. Pierwszy raz byłem w tym miasteczku. Gały wychodziły mi z orbit i szczękę sprzątałem z podłogi widząc rozmach imprezy: dziesięć pięknych stołów i pełen skład graczy. W Warszawie rzecz raczej rzadko spotykana.
Jako Warszawiak postanowiłem wybrać się do Krakusów z jakimś warszawskim klimatem. Pomysł mógł być jeden: zupełnie przypadkiem mam dość świeżo skończoną armię Powstańców Warszawskich, którzy mieliby szansę nieźle wpisać się w miejskie stoły Pietii.
Armia co prawda klimatyczna ale niespecjalnie efektywna, a przy odpływie szczęścia w kostkach Powstańcy mężnie zbierali cięgi we wszystkich kolejnych bitwach. Warszawiacy zwiedzali kolejno dzielnicę industrialną, mieszkalną by pod koniec sobotniego dnia wylądować na pustyni.
Eskalacja punktów w kolejnych bitwach pozwoliła zmieniać ustawienia i testować - często po raz pierwszy - różne powstańcze pojazdy: był Kubuś, był Chwat (czyli zdobyty na Śródmieściu Hetzer) czy wreszcie Magda (czyli wolska Pantera). Mocną stroną AK jest - a właściwie powinna być - piechota: doborowy KEDYW czy milicja AK.
Zasady turnieju oprócz eskalacji punktów zakładały specyfikę zasad na stołach (nadający indywidualny klimat każdej lokacji), indywidualne cele, ustalane przez gracza na każdą grę i specjalne zdarzenia dostępne dla graczy w kolejnych bitwach.
Bitwą specjalnej troski było niedzielne, finałowe starcie na 1500 pkt. Ze wszystkich przeciwników nie chciałem trafić na jedną armię: obrońców Berlina. Niestety i tym razem szczęście się nie uśmiechnęło i Powstańcy musieli stawić we mgle czoła uzbrojonemu po zęby ostatniemu zaciągowi, któremu towarzyszył 188 tonowy kolos.
To była prawdziwa zabawa w kotka (Pantera) i myszkę (Maus), niestety dość jednostronna. Magda po oddaniu jednego niecelnego strzału w kierunku kolosa sama stała się celem. Pierwszy pocisk z Mausa sprawił, że powstańcza Pantera zamieniła się w pochodnię. Co prawda niemiecki pancernik już w drugiej turze zepsuł się ale ... był łaskaw zrobić to na środku strategicznego skrzyżowania gdzie do końca gry łapał co turę punkty.
Każdy powstańczy oddział wychodzący z rezerw był natychmiast gaszony przez ostatni zaciąg: Kubuś spłonął po salwie oddanej przez oddział zakonnic pod wodzą Panzerfaustyny, Piata zlikwidowały dzieci z Hitlerjugend, a pole oczyściła piechota z SS. I tylko krowa - to ostatnie zwierzę z tej menażerii - nic nie upolowała.
Czołowi gracze dostali specjalne ordery, sławę i chwałę ale ... także chłopcy do bicia otrzymali bardzo hojne nagrody pocieszenia. Właściwie to wszyscy uczestnicy wyjechali z Niepołomic z pełnymi kieszeniami plastikowego kraku, zorganizowanego przez organizatorów od sponsorów: Warlord Games, Rubicon Models, Paint Forge, Agtom i Tereny do Gier.
Jeszcze raz wielkie gratulacje dla Organizatorów, bardzo się cieszę, że miałem okazję uczestniczyć w tym evencie. I już teraz mogę powiedzieć. Do zobaczenia!