poniedziałek, 8 marca 2021

Victory at Sea - czy warto?


Stało się! W moje ręce wpadł podręcznik do gry Victory at Sea, czyli morskiej gry figurkowej w realiach II wojny światowej. Gabaryty pozycji robią wrażenie: 275 stron w twardej okładce. Od biedy może posłużyć jako narzędzie samoobrony. Zanim jednak zdecydujemy czy to jedyne zastosowanie tej książki zerknijmy do środka.

Pozycja podzielona jest na cztery części. Pierwsza wprowadza czytelnika w tajniki działań wojennych na morzu. Wychodzimy od traktatu waszyngtońskiego, który zadecydował o dostępnym tonażu możliwym do wykorzystania przez poszczególne floty. W dalszej części autorzy wprowadzają nas w przebieg walk na głównych teatrach działań wojennych: począwszy od Atlantyku (i jego roli w zaopatrzeniu armii Sprzymierzonych), Morza Śródziemnego czy wreszcie po bezkresne obszary Pacyfiku, na którym Nippon Kaigun próbowało wywalczyć dostęp do przestrzeni życiowej dla japońskiego Imperium. Kolejne rozdziały opatrzone są mapami z naniesionymi miejscami głównych bitew morskich jakie dostępne są w części poświęconej scenariuszom.

Druga część książki to zasady gry. Myliłby się ten komu wydawałoby się, że jest to kopia z zasad skróconych jakie były zamieszczone w starterze do gry. Każdy spodziewałby sięrozszerzenia, czy uszczegółowienia zasad. Jest inaczej: Kto czytał zasady ze startera, lepiej niech przeczyta Rulebook. Mamy tam co nieco zmian. Czy to właściwy moment na II edycję gry, która jeszcze nie zdążyła się rozkręcić czy falstart producenta. Spuśćmy na to zasłonę milczenia. 


 

W podręczniku mamy zebrane zasady podstawowe opisujące przebieg  rozgrywki, kolejne fazy i typy uzbrojenia (w tym artylerię główną, pomocniczą, działa p-lot, torpedy i samoloty pokładowe) a także cechy okrętów, często związane z ich typami. 

Mechanika gry zakłada z jednej strony metodyczne niszczenie okrętów przy pomocy ostrzału artyleryjskiego lub torpedowego, jednak najciekawszym elementem są trafienia krytyczne. Dzięki nim istnieje zniszczenie lub poważne uszkodzenie pozornie niezniszczalnego okrętu. W końcowej części zasad podstawowych mamy zebranych kilka generycznych scenariuszy.  

Na kolejnych stronach tej części znajdziemy zasady rozszerzone dotyczące okrętów podwodnych, łodzi motorowych i walki z artylerią nabrzeżną. Znajdziemy tam także zasady walki nocnej i w złej widoczności. 

Trzecią - dość obszerną - część książki stanowią scenariusze  nawiązujące do historycznych bitew morskich. Podzielone są one na teatry działań wojennych, od Atlantyku, poprzez  morze Śródziemne, aż po Pacyfik. 

Co ważne, w każdym ze scenariuszy zawarte są zasady specjalne nawiązujące do realiów konkretnego pola walki, które uatrakcyjniają rozgrywkę. Przykładowo w scenariuszu, w któym alianckie niszczyciele tropią Bismarcka, niemiecki pancernik ma uszkodzony ster i ma ograniczone możliwości ruchowe. Z kolei w bitwie na morzu Jawajskim strona japońska nie może spuścić ze smyczy swoich niszczycieli dopóki nie zostanie zdemolowany jakikolwiek aliancki okręt (niszczyciele były wtedy używane do "wykańczania" ledwie trzymających się na  powierzchni okrętów). Każdy ze scenariuszy historycznych zawiera mapę sytuacyjną z rzeczywistym rozstawieniem jednostek i zasady dodatkowe, które budują balans - często - pozornie jednostronnych starć. 

Ostatnia - najdłuższa - część książki to charakterystyka poszczególnych flot. Każda z nich zawiera zasady specjalne oddające strategię lub potencjał wojenny. Przykładowo mocną stroną floty japońskiej są doskonałe torpedy, zaś flota amerykańska dysponuje najlepszymi lotniskowcami. Dzięki umieszczeniu w podręczniku statystyk większości okrętów biorących udział w działaniach wojennych w czasie II wojny światowej gracze mają możliwość korzystania z modeli także spoza oferty Warlorda.

Czy podręcznik Victory at Sea jest wart uwagi?

Na jego korzyść przemawia kilka cech. Po pierwsze książka jest pięknie wydana, na wysokiej jakości papierze opatrzonym twardą okładką. Dodatkowym urozmaiceniem są liczne mapy sytuacyjne, które pozwalają wczuć się w realia pola walki. Widoczne jest jak wiele wysiłku wydawca włożył w maskowanie grubaśnych podstawek okrętów. Niestety najsłabszą częścią podręcznika są właśnie obrazki okrętów. Dominujące nad całością "pontony" (grubości kadłuba okrętu) szpecą każde zdjęcie wykonane z poziomu okrętu. Z drugiej strony okręty to pionki do gry, a pontony dają łatwość manewrowania okrętami.

Dość proste zasady można w miarę sprawnie opanować i rozpocząć pierwsze rozgrywki. Po ograniu się z tytułem można włączyć zasady dodatkowe. Co więcej dają one szanse na połączenie gry z innymi pozycjami ze stajni Warlorda, jak Bolt Action czy Blood Red Skies. Pełna oferta typów okrętów głównych flot daje z kolei szansę na samodzielne kształtowanie kolekcji okrętów. 

Czy to wystarczy aby zagrać z Victory at Sea? Mnie podręcznik przekonał. Okręty ze startera i zestawu floty japońskiej stanowią dobry szkielet Nippon Kaigun. Obecnie przymierzam się do zakupów w Blitzkriegminiatures.com aby uzupełnić flotę o potrzebne okręty i samoloty. Zatem ... do zobaczenia na morzu!



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz